Diagnoza Beni przyszła jak grom z jasnego nieba. Na początku października wyczułam u niej jakiś guzek na szyi w okolicy węzłów chłonnych. Poszłyśmy na wizytę do Przychodni weterynaryjnej. Że nie jest dobrze wiadomo było już po chwili, gdy pani dokor zajrzała do paszczy. Na tylnej ścianie pojawiła się brzydka zmiana przerywająca ciągłość tkanek. Już kolejnego dnia wykonaliśmy niezbędne badania – krew, pobranie wycinków na histopatologię i cytologię. Guzek na węźle chłonnym okazał się być przerzutem od guza usadowionego w buzi.
Minęło dosłownie pół roku od ostatniego badania weterynaryjnego Beni, gdzie jej paszcza była kontrolowana w trakcie sanacji. Wtedy jeszcze nie było nic..
Zobaczcie jak ważna jest częsta kontrola kota. Benia mimo paskudnej zmiany w buzi normalnie jadła i się zachowywała. Nic nie wróżyło takiej diagnozy.
Guz nieoperacyjny, leczenie wyłącznie paliatywne.
Doktor podpowiedział nam konsultację w ośrodku w Czernicy pod Wrocławiem, gdzie znajduje się jedyne w Polsce urządzenie do radioterapii ortowoltowej. Benia zaliczyła więc podróż swojego życia, świetnie poradziła sobie w hotelu, w trasie. Po konsultacji onkologicznej w Vetspec zaliczyliśmy jeszcze tomograf we Wrocławiu. Koszta w kosmosie, nie wiem dlaczego, ale Wrocław jest 2x droższy niż Trójmiasto pod kątem diagnostyki zwierząt 🙁
Benia zakwalifikowała się do leczenia paliatywnego, które może przedłużyć życie w komforcie, jednak najpewniej poniżej jednego roku.
Decyzja do podjęcia była niezwykle trudna. Benia musiała spędzić tydzień w Czernicy na szpitaliku, gdzie miała naświetlania 2 razy dziennie. Jako że Benulka jest kotem bardzo cichutkim i wycofanym nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak ona to zniesie. Przez kilka dni biłam się z myślami, co powinnam zrobić. Czy pozwolić jej odejść już (z powodu szybkiego wzrostu guza Benia nie chciała już jeść), czy zawieźć ją do Czernicy i zaryzykować terapię przedłużającą życie?
Benia poza guzem była w ogólnej dobrej formie, miała dobre wyniki badań, nie spadła z wagi. Podjęłam więc ryzyko..
Pani pielęgniarka opiekująca się zwierzakami na szpitaliku wychodziła z siebie, żeby pobyt w lecznicy był dla Beni jak najlepszy. Niestety Benka musiała mieć założoną sondę, żeby można było ją odżywiać do czasu poprawy. Już po kilku naświetlaniach nastąpiło zmniejszenie guza o połowę i Benia powoli zaczynała samodzielnie jeść.
Gdy ją odbieraliśmy, była bardzo nieszczęśliwa, szczególnie że ze względu na sondę musiała mieć założony kołnierz. Mnie za to całkowicie przerażała obsługa kota z sondą. Dodatkowo po dwóch dniach okazało się, że w miejscu wejścia sondy zrobiło się zakażenie i perforacja skóry, więc sonda jednak została usunięta. Przez następne dni Benia ładnie jadła, co było wielką ulgą.
Od pobytu w lecznicy Benisława przyjmowała lek hamujący rozwój raka – Palladię. Po kilku dniach nastąpił jednak spadek samopoczucia, i z każdym dniem Benia jadła mniej i mniej, tak aby po tygodniu od powrotu do domu całkowicie odmówić jedzenia. Musieliśmy zaprzestać podawania Palladii.
Udaliśmy się do naszej lecznicy. Guz był podrażniony i zaogniony, stąd Beni niechęć do jedzenia. Zgodnie z wytycznymi z Vetspec Benia została zabezpieczona silnymi środkami przeciwbólowymi i sterydem. No i odżyła. Wrócił kot sprzed choroby. Kontrola po tygodniu wykazała zniknięcie miejscowego podrażnienia, które niestety jest skutkiem ubocznym naświetlań.
Jak będzie dalej? Czas pokaże.. Czy decyzja była dobra? Nie wiem, przez chwilę miałam duże wątpliwości kiedy zaliczyłyśmy taki spadek formy. Przy radioterapii podobno tak jest – musi być gorzej, żeby było lepiej..
Ciąg dalszy nastąpi…
Jeśli chcesz nas wesprzeć w leczeniu Beni, to jest dla niej założona zbiórka: https://zrzutka.pl/rj7bpk