Przytłoczeni i przybyci otaczającą nas od jakiegoś czasu atmosferą choroby i zaskakujących śmierci, na które nie byliśmy przygotowani, tkwiliśmy w poczuciu, co się jeszcze może złego wydarzyć. Życie wokół nie czeka, pędzi dalej, czy się tego chce, czy nie.
Koleżanka wyłapuje do sterylizacji koty bzdomne, kiedy więc tylko pojawił się nowy miejski budżet na ten cel, ruszyła do akcji. Tak złapała z działek dwie koteczki, burą i szylkretkę. Bura – kompletny miziak – upchnięta została u znajomych z awaryjną opcją w fundacji. Szylkretka – dzika na dworze – miała zostać wypuszczona po zabiegu. Jednak okazało się, że także ona nie przejawia cienia agresji, a wręcz przeciwnie.
Nie zastanawiając się w ogóle postanowiłam pzerwać ten parszywy krąg śmierci i rozpaczy, i już tydzień po odejściu Maszy, 18.02 Shanti przyjechała do nas.
To niesamowita, spokojna koteczka, która kocha mizianki, od razu wystawia brzuszek i liże po rękach. Na pewno zobaczycie ją nie raz na naszych social mediach.