To nie jest dla nas łaskawy początek roku. Masza od wielu lat zmagała się z plazmocytarnym zapaleniem dziąseł. Nie było więc zaskoczeniem, że ponownie musieliśmy udać się na zabieg laserowego usunięcia narastającej tkanki w gardle. Krótko po zabiegu i ładnym wygojeniu pojawiły się inne niepokojące objawy, a mianowicie jasne odchody. Wyniki krwy okazały się bardzo złe. Masywne zapalenie trzustki z podejrzeniem guzów.
Masza została poddana intensywnej terapii, i wyglądało na to, że idziemy ku dobremu. Kolejne USG wskazywały na zmniejszanie się stanu zapalnego, a podejrzane zmiany na samej trzustce zaczęły się wchłaniać. Niestety jednocześnie Masza przestała całkowicie jeść. Próbowaliśmy odżywiać ją nutridrinkami oraz zmiksowaną karmą. Niestety 11.02 rano znalazłam Maszkę na podłodze. Była w stanie agonalnym, pojękiwała cicho, była zimna i wiotka. W porozumieniu z lekarzem weterynaii podaliśmy jej wszystkie dawki leku przeciwbólowego, aby zapewnić jej maksymalny komfort tych ostatnich chwil, jakie jej pozostały. Niestety zostaliśmy postawieni przed decyzją albo próby leczenia, która mogła przedłużyć jej cierpienia, albo pozwolenia jej odejść. Mając na uwadze jej stan i szanse na wyleczenie pozwoliliśmy jej pobiec na zielone łąki.
Mimo że Masziko była naszą najcichszą i najspokojnieszą kicią bardzo nam jej brak.