Już jako dziecko marzyłam o posiadaniu kota. Wtedy na przeszkodzie spełnienia tego marzenia stali rodzice. Akceptowali w mieszkaniu tylko mniejsze zwierzęta – gryzonie, rybki. O kocie nie było mowy. „Kot potrzebował możliwości wyjścia, a w bloku by się męczył”. Takie były czasy, takie były poglądy. Uważano, że najlepiej żyje się kotom na dworze, a najidealniej na wsi.
Kontaktem z kotami mogłam cieszyć się więc jedynie w wakacje, które co roku spędzałam u cioci w górach. To tam po raz pierwszy pękło mi serce, gdy urodziły się małe kotki, a cudowną koteczkę, która do mnie przylgnęła musiałam oddać sąsiadom, którzy mieli „lepsze warunki”. Te warunki były takie, że kot, gdy przestał być małą słodką kuleczką, nie miał żadnej opieki ani wyżywienia, nie mógł nawet podejść pod dom, bo jak twierdzy bronił go pies. Ale dorośli byli nieugięci. Kotka miała parszywe życie, niestety.. a mi utkwiła na zawsze głęboko w sercu.
Lata mijały. Byłam na początku studiów, gdy koleżanki kotka uciekła z domu i puściła się z sąsiedzkim kocurem. To były czasy powszechnego podawania kotkom tabletek antykoncepcyjnych, a kastracja była trudnym i mało powszechnym zabiegiem. Jakimś cudem wreszcie udało mi się przekonać rodziców do wzięcia kota i tak oto trafił do mnie Chester. Szybko okazało się, że to kawał charakteru. Mały brój zasuwał po mieszkaniu niestrudzenie od 5 rano, wieszał się na firankach, zrzucał rzeczy. Do tego gryzł i drapał. Trzeba przyznać, że życie z Chesterem od samego początku pełne było atrakcji. Każda podróż była wyzwaniem, wielką awanturą, podczas której kot wskakiwał wysoko na szafę i miotał szponami, które swoją drogą niechętnie dawał sobie obciąć. Żałuję, że wtedy nie miałam obecnej wiedzy, jak radzić sobie z takim żywiołem. Robiłam więc, co mogłam. Dopiero na starość Chesterowi złagodniał charakter, a i ja nauczyłam się wiele o kotach i jak sobie z nimi radzić, jak je uczyć, więc trzeba przyznać, że ostatnie lata Chestera upływały raczej harmonijnie (no chyba, że trzeba było zrobić zastrzyk, czy obciąć pazury, te niestety pozostały na czarnej liście u Chestera do samego końca).
Czytając historię Chestera na tym blogu poznacie jego losy, a także resztę mojej gromady. To dzięki nim przeczytałam już sporo książek na temat kotów i ich zachowania, zaliczyłam kurs na temat przyczyn rezygnacji kota z kuwety, co prawda on-line, ale naszpikowany dużą dawką wiedzy. Mogę śmiało powiedzieć, że już co nieco o kotach wiem, tylko co nieco ponieważ wciąż stawiają przede mną nowe wyzwania i zmuszają do pogłębiania wiedzy, i rozwoju.
Wszystkie teksty, które znajdą się na tym blogu są tworzone przeze mnie w oparciu o własne doświadczenia, wiedzę wyczytaną z publikacji behawiorystów oraz wiedzę od weterynarzy opiekujących się moimi zwierzętami. Zastrzegam jednak, że są to przemyślenia, opinie i obserwacje, które nigdy nie zastąpią kontaktu z lekarzem weterynarii, czy z certyfikowanym behawiorystą.
Zapraszam do czytania, komentowania i dzielenia się waszymi obserwacjami i historiami o tych fascynujących zwierzętach 🙂
Katarzyna „Pati” Rudakow-Raczyńska