Mila to kaszubska kotka, żyjąca dotąd w lesie, krążąca między domkami letniskowymi w poszukiwaniu jedzenia. Nigdy nie miała bliskiego kontaktu z człowiekiem. A teraz siedzi w domu, jej dzieci szaleją, bawią się, poznaja otoczenie. A ona najchętniej oddaliłaby się gdzieś, byle dalej od człowieka (historia Mili – Saga leśna dobiega końca). Na dotychczasowe miejsce nie ma za bardzo możlwości , żeby wróciła. Chcę jej dać szansę. Jeśli ją odwieziemy, długo nie pożyje.
Znalazła sobie cichy kąt i stamtąd obserwuje świat. Je chętnie, przed miską nie ucieka. Ale „człowieku, nie chcę za bardzo być blisko ciebie, ty idziesz tu? to ja idę gdzie indziej”.
Taka właśnie była Mila na początku. Weterynarza pogryzła. Niby spokojna, niby nie wciskająca się w najczarniejszy kąt. Ale jednak dzika, stroniąca od człowieka. Dotyk kończył się mocnym pogryzieniem, odczuwalnym nawet przez grubą rękawicę spawalniczą.
Aż tu nagle Mili zaczyna ropieć oko. Katastrofa! Co teraz będzie? Weterynarz aplikuje antybiotyk o przedłużonym działaniu, w zastrzyku. Nie pomaga. Oko coraz gorsze. O kropieniu nie ma mowy.
Moja standardowa metoda na nie zwracanie na kota uwagi, aż sam będzie chciał mieć kontakt z człowiekiem w tej sytuacji nie zdziała. Mila musi dostać lek do oka. Krople odpadają. Leki ogólne nie działają. Z weterynarzem wymyślamy maść. Można nałożyć na patyczek zakończony wacikiem i podać z odległości, nie ryzykując uszkodzenia ręki.
Jednocześnie zaczynamy pracę ze zbliżaczem do oswajania kota z dotykiem (to długi kijek zakończony filcową kulką, można dostac w wybranych sklepach zoologicznych, np marki Psokoty). Mila stopniowo daje się coraz bardziej głaskać bez atakowania zębami. Uff. Szukam miejsca, które jej najbardziej będzie odpowiadać (u Bazyla było to delikatnie głaskanie po czółku, każdy inny dotyk na początku był zły i wyzwalał agresję). Bródka i tył uszka. Nadstawia łebek. Próbuję z dłonią. Zaczyna mruczeć.
No ale jednocześnie nadal podajemy maść do oka. Mila reaguje różnie. Już nie gryzie, wali łapą bez pazura, jakby mówiąc „nie rób, nie chcę ci zrobić krzywdy, ale zrobię, jak nie przestaniesz”. Podchodzę więc do niej często na głaskanie, żeby nie kojarzyła podejścia tylko z podawaniem leku.
Oko się goi, Mila zaczyna bardziej ruszać się po domu. Próbuje inne miejsca. Chyba będzie dobrze.