Maszka to kot wycofany, spokojny, ustępujący wszystkim. Taki trochę kot – widmo. Gdy byliśmy tylko my, Masza i Chester, Masza nudziła się niepomiernie. Cały czas nas zaczepiała, maukała, nie było wiadomo co jej zaproponować, żeby się zainteresowała na dłużej. Chester, starszy pan, bardziej był zainteresowany spaniem, niż kocimi igraszkami, więc nie miała z kim się bawić. Pojawienie się w domu Nelki zmieniło całkowicie dynamikę stada. Dziewczyny były w podobnym wieku, szybko znalazły wspólny język, zaczęły się wspólnie bawić i bardzo się polubiły.
Masia jednak gdzieś się zagubiła z pojawieniem się kolejnych kocich sierotek. Cichutko spała na swoim miejscu, niezbyt aktywna wśród innych, coraz bardziej wycofana. Zaczęła mieć problemy autoimmunologiczne.
Szukając sposobu na poprawienie samopoczucia i zdrowia Maszy łapię się różnych pomysłów. Próby wciągnięcia jej do zabaw kocich przynoszą tylko cześciowo zadowalający skutek. Masza odpuszcza sobie zabawę, gdy jakikolwiek inny kot też zainteresuje się zabawką.
Ostatnio wpadłam na pomysł wspólnych spacerów na smyczy. Maszę zawsze interesował świat zewnętrzny. Lubiła wychodzić na działce letniskowej do ogrodu i grzecznie wracała do domu na wołanie. Tu jednak, może nie miasto, wieś, ale jak się okazuje po doświadczeniach Kumpla – Bazyla, niezbyt bezpieczna, za nic w świecie nie puściłabym jej samopas. Nie jest to też jednak miasto, którego rejwat mógłby jeszcze bardziej wypłoszyć Maszkę. Warto więc było podjąć próbę.
Masza, mimo całej swojej nieśmiałości, nie boi się szelek, nie udaje zdechłego kota ani froterki do podłogi. Mamy fajne bezpieczne szelki przekładane przez łapki, z których nie wyskoczy, i które jej nie przyduszają.
Pierwsze wyjście skończyło się tym, że nasikała na mnie, gdy trzymałam ją na rękach. Za drugim podejściem było lepiej, chciała wracać do domu, kierowała się w stronę drzwi trzęsąc, jak osika, ale już nie była spanikowana. Za to po powrocie kręciła się po korytarzu i miauczała. A za czwartym razem, nadal z lekkim strachem, ale zaczęła zwiedzać z zaciekawieniem najbliższą okolicę. Uciekła do domu dopiero na widok pieska – małego yorka, który ze swoim panem maszerował po drodze i nawet jej nie zauważył.
Trzymajcie kciuki, aby Maszy się spodobały takie eskapady, i żeby wrócił jej dobry humor i radość z życia.