Jaśmina trafiła do nas pod koniec lipca 2024, czyli bardzo niedawno. Leczona na budżet obywatelski z koszmarnego kataru kociego. Mimo podania wielu antybiotyków, uporządkowania stanu paszczy, stan jej nosa nie chciał się poprawić. W końcu odesłano nas na tomograf i rhinoskopię (o czym przeczytacie tu).
Badanie wykazało zmiany martwicowo nadżerkowe, błony śluzowe całkowicie pokryte ropą. W pobranych próbkach była bakteria E.Coli.
Zaczęło się żmudne leczenie, antybiotyki, inhalacje, krople do nosa… nic nie przynosiło ulgi. Jednyną zmianą było to, że ropa zaczęła wypływać na zewnątrz. Ale Jaśminia nadal ciężko oddychała i leki niczego nie zmieniały. Postanowiono więc o ponownej rhinoskopii, aby oczyścić nos z zalegającej ropy.
Jaśmina czuła się dobrze, wyniki krwi przed zabiegiem były dobre. Pojechałyśmy więc na wyznaczoną godzinę. Cała śluzówka w nosie musiała zostać usunięta. Odbierałam ją wybudzoną kilka godzin później. W gabinecie przy odbiorze zrobiła się niespokojna. Dostała więc dodatkowe leki przeciwbólowe i ruszyłyśmy w drogę do domu. Jednak w aucie Jaśminia nadal była niespokojna, kilka razy miałknęła donośnie. Jak na złość o tej porze miasto było kompletnie zakorkowane i powrót trwał dłużej, niż zazwyczaj. W pewnym momencie w transporterku się zaszamotało jeden raz i za chwilę drugi.. Jaśminia odeszła.. Tak po prostu, w ciągu kilku chwil zgasło to przekochane kocie życie..
Najbardziej prawdopodobne jest, że mimo bezpproblemowo przeprowadzonego zabiegu doszło do zatoru..
Sere pękło mi na milion kawałków. Nie tak to miało być, walczyliśmy o głęboki, czysty oddech, a tym czasem okrótny los zadecydował inaczej i zabrał nam Jaśminę.
Żegnaj kochana Jaśmino Alino, już tęsknimy za tobą okrutnie… do zobaczenia po tamtej stronie.
[*][*][*]