Czy dla kota da się stworzyć instrukcję obsługi?
Pewne zasady postępowania z kotem sprawdzą się w każdym przypadku. Ale poznając kolejne koty odkrywamy ich zawiłą i tak ciekawą naturę, że można by się pokusić o stwierdzenie, że każdy kot jest tak bardzo inny od kolejnego, że ciężko o jakieś standardy i proste wytyczne ..
Bardzo łatwo da się to zauważyć przy misce. Każdy kot ma własny gust, preferencje i przyzwyczajenia. Jeden rzuci się na surowe mięso, podczas gdy inny nie tknie niczego innego niż sucha karma. Co gorsze potrafią być tak uparte, że nie tkną niczego, co nie jest po ich myśli nawet pomimo wielkiego głodu. Zachowanie każdego nowego kota jest równie wielką niewiadomą.
Trzeba mieć oczy nastawione na obserwowanie i dostosowywać się do tego, jak kot reaguje. A czasem improwizować.
W przypadku Bazyla (Kumpla – nadal używamy dwóch imion zamiennie w stosunku do niego) stwierdziłam, że jego ciało wysyła do mnie zupełnie inne sygnały, niż bym się spodziewała. Wiem przecież jak wygląda kot, który nie chce być głaskany, wiem jakie odruchy sugerują, że zaczyna się denerwować i ma powoli dość. On tego nie przejawia. Ociera się, mruczy, przymyka oczy. Czemu więc następuje atak?
W końcu sobie odpuściłam. Nie każdy musi być przecież miziakiem, może się tak zdażyć, że miną jeszcze miesiące zanim stwierdzi, że nie ma się czego z naszej strony bać.
Zaczęłam go wypuszczać poza obręb pokoju. I zauważyłam, że stał się spokojniejszy. Eksploruje z zaciekawieniem pomieszczenia, do których dostaje dostęp zamiast wyrywać włosy z ogona.
Bałam się reakcji rezydentów, tego że nie nastąpiła izolacja z socjalizacją. Szczególnie obawiałam się reakcji Bunia, odnoszącego się przez szybę niezwykle wrogo do intruza. Oddzielenie obu panów bramką dla dzieci nie zmieniło wrogiego nastawienia Bunia. Po kilku dniach Bunio zdecydował się bramkę przeskoczyć. Co będzie teraz, gdy stoją nosem w nos? Bunio zaczął syczeć, nie dobrze. Ale w tym samym momencie wpadł do głowy pomysł i sięgnęłam po pudełko ze świeżo wyhodowaną trawą. Wylądowała przed Buniem. „Patrz Bunio, prezent od nowego kolegi, pyszna trawka”. Syczenie ustało. Zaczął wąchać, a po chwili znowu wydawać wrogie dźwięki, więc zaczęcałam dalej „no zobacz, jaka trawka, pychotka, no zjedz trawkę”, poskutkowało. Bunio zajął się trawką. Bazyl za to nie reagował w żaden sposób, nie interesował go Bunio, ciekawsze było ocieranie się o moje nogi. Wielu behawiorystów teraz by pewnie mnie skrytykowało. Może miałam wiecej szczęścia niż rozumu, ale poskutkowało. Chłopaki się zaakceptowały. Mijają się z pewną niepewnością, gdy są zbyt blisko siebie, udają, że się nie widzą. O ile nie nastąpi jakiś niespodziewany zgrzyt, powinno być dobrze.
Tak więc Bazyl zwiedza. I wiecie co? chodzi za mną krok w krok. Podpatrzył, jak Nitka się bawi ze mną wędką i też zaczął próbować.
Odpuściłam mu dłuższe próbu głaskania, tylko gdy się ociera o nogi to 2-3 głaśnięcia i koniec, zanim zacznie coś kombinować. I dziś muszę ogłosić sukces, ponieważ gdy drzemał udało się dłużej pogłaskać tego łobuza, i nawet dotknąć łapek (tak to było ryzykowne). Być może Kumpel stanie się miziakiem szybciej niż mogłabym się tego spodziewać?
Zobacz wideo na Instagramie.