Nitka trafiła do nas, gdy miała ponad rok. Była kotem urodzonym na balkonie jednego z bloków. Jej mama była kotem wolno bytującym, ale nie dzikim – przychodziła do ludzi, dawała się głaskać, a potem wprosiła się na stałe (czytaj o Kudełce i podstępnych chorobach nerek). Jej maluchy jednak były dzikie. Przychodziły do karmicieli, nie były nauczone zdobywać jedzenia, ale też nie oswojone – nie dawały się do siebie zbliżyć. Natura jest brutalna dla zwierząt bezdomnych. Z maluszków zostały dwa, czarna kotka i biało-czarny kocurek (z kolejnego miotu kotki). Kocurka obiecała zabrać koleżanka, mająca także doświadczenie w hodowli kotów, a kotka miała trafić do nas. Karmicielce udało się zwabić oba koty do mieszkania, które znajdowało się na parterze. Oba koty mimo swej dzikości były łagodne (nie rzucały się z pazurami, ani nie gryzły), nie było więc potrzeby używania klatki łapki dla ich odłowienia. Dosyć łatwo dały się przekonać do schowania się w okrytym kocem transporterku.
Po wypuszczeniu w domu kotka prysła w najciemniejszy kąt. I tyle ją widzieli… Minęło kilka dni, ale sytuacja nie ulegała zmianie. Kot siedział wciśnięty za meblami, w bezruchu. Na szczęście wtedy mieliśmy pożyczoną klatkę kennelową (jest to duża klatka dla psów i kotów). Wyciągnęłam więc kota z jego nory (przypominam, że szczęśliwie kot był łagodny, gdyby był agresywny zachodziła by duża szansa, że nigdy nie uda się go oswoić, bowiem kot uczy się relacji z innymi zwierzętami i z ludźmi do pierwszego roku życia, potem jest już niezwykle trudno te wyuczone wzorce przełamać) i umieściłam w pokoju w klatce, w której wcześniej przygotowałam transporterek przykryty kocem, kuwetę i miski, klatkę także częściowo osłoniłam kocem. Tym sposobem kot został skazany na towarzystwo człowieka. Najpierw nie próbowałam go dotykać, miał czas, aby sobie popatrzeć, a dopiero stopniowo zaczęłam go głaskać (cały czas w klatce, wciśniętego w kąt transporterka), podkładałam mu smakołyki. Po jakimś czasie, mimo że był nadal dziki, zwiększyłam mu przestrzeń do całego pokoju, w którym stała klatka. Gdy było cicho i spokojnie, kot wychodził ze swojego ukrycia. Gdy ktoś się ruszył, chował się z powrotem.
W budowaniu relacji z dzikuskiem często pomaga zabawa z wędką (np. piórka na długim kijku). Kot polując oswaja się z coraz bliższą obecnością człowieka, zaczyna go pozytywnie kojarzyć i coraz śmielej porusza się po terenie. W tym przypadku próby z wędką i innymi zabawkami spęzły na niczym. Kot był zbyt przerażony, by wyjść ze swojej kryjówki. Musiałam wymyślić coś innego..
Mając w stadzie kotkę również pochodzącą z ulicy, ale za to niezwykle wdzięczną człowiekowi za dom, miziającą się, ocierającą bez przerwy o nogi, postanowiłam wykorzystać jej pomoc do oswojenia dzikusa. O dziwo dzika Nitka widząc miziającą się Benię z czasem zaczęła próbować ją naśladować. Wychodziła z ukrycia, podchodziła i uciekała. Wystawiałam do niej rękę z dłonią skierowaną w dół i podwiniętymi palcami (sugerując kotu schowane pazury). W końcu przełamała się i otarła o nią, po czym uciekła. Co wieczór trenowałyśmy „mizianie”. Benia ocierała się na wszystkie strony, Nina ją obserwowała, a potem zaczynała podchodzić, dawać się głaskać, próbować naśladować Benię. Siedziałam bez ruchu z ręką wyciągniętą, a ona próbowała. W końcu spróbowała się otrzeć o nogi, po czym od razu uciekła.
Minęło pół roku. Każdy hałas, czy czyjś krok płoszył Nitkę. Ale dalej co wieczór ćwiczyłyśmy głaskanie, które w końcu bardzo jej się zaczęło podobać i zaczęła witać mnie głośnym krzykiem, zachęcając do pieszczot. Na wyciągniętą rękę podchodzi pochylając łepek do głaskania. Nitka mieszka w pokoju, w którym pracuję. Z czasem naturalne stało się, że wskakuje na fotel, na którym siedzę i doprasza się głaskania. Gdy ktoś wchodzi do pokoju, w pierwszym momencie nadal ucieka, ale coraz częściej zatrzymuje się w pół kroku i obserwuje, gdy nie zwracać na nią uwagi rezygnuje z ucieczki. W ciągu dnia otwieram jej drzwi, wychodzi poza pokój, ale nie za daleko, bo tylko na korytarz, gdzie wdrapuje się na najwyższy poziom drapaka, by z góry obserwować, co się dzieje na dole. Coraz częściej widuję ją na niższych kondygnacjach drapaka. Od kilku dni nie ucieka z nich na górę, gdy ktoś przechodzi. Noc spędza nadal w pokoju, gdzie czuje się bezpieczna.
Na przykładzie Nitki widać, jak długo może trwać proces oswajania. Nitka jest z nami już rok, zrobiła olbrzymie postępy, a tak wiele jeszcze przed nami.
W przypadku kota nieoswojonego ważne jest, by nie pozwolić mu się odizolować całkowicie od człowieka. Dać mu kilka dni w miejscu, które wybrał na bezpieczne. U niektórych dzikusków zwycięży ciekawość i zaczną zwiedzać dom same, a co za tym idzie tworzyć relacje z nowymi towarzyszami, czyli z nami, a niektórym trzeba niestety pomóc, zmuszając do pierwszego kontaktu (nie przesadzając jednak, z wyczuciem stopniowo zmniejszając dystans i opanowując koci strach przed człowiekiem, działając tak, aby każdy kontakt był dla kota miły).
Dla wszystkich mających problem z dzikim kotem polecam także obejrzenie programu Jacksona Galaxy „My cat from Hell”: https://www.youtube.com/watch?v=Alag3vhZ414
Ten znany koci bechawiorysta radzi stworzenie przyjaznego dla dzikuska środowiska, uniemożliwiając mu chowanie się pod meblami czy pod wanną, a tworząc kryjówki wysoko (tak, by mógł obserwować przestrzeń) oraz zabawę z wędką.