Nela to kot, który swe najmłodsze życie spędził w ponurych piwnicach blokowiska. Zgłoszona do fundacji organizującej sterylizacje kotów w momencie, gdy była w ciąży. Miziasta piękna trikolorka trafiła do mnie zaraz po wykonanym przez fundację zabiegu. Po dwóch dniach spędzonych w ukryciu (w przygotowanej dla niej budce, zakrytej kocem – bo koty czują sie bezpiecznie w ciemnościach) postanowiła się pokazać, i to z jak najlepszej strony, demonstrując swe uroki na kolanach, leżąc na pleckach i mrucząc donośnie. Bardzo szybko wyszło jednak na jaw, że to pozerstwo to tylko przykrywka. Sprytny kot nauczył się bowiem w swoim dotychczasowym życiu, że przymilając się do ludzi można zyskać jedzenie. A to pozwala przetrwać. Podniesiona pierwszy raz na ręce, zrobiła się całkowicie wiotka. Nie było możliwości postawienia jej na podłodze, bo dosłownie lała się przez ręce. Tak paraliżował ją strach, strach przed człowiekiem.
Przez bardzo długi czas sprawdzała po kilka razy dziennie, czy jak poleci do kuchni i będzie się ocierać o nogi i miałczeć, to dostanie coś do jedzenia. (to z czasem przechodzi, jednym kotom zajmuje kilka dni, a innym nawet kilka miesięcy upewnienie się, że nie muszą jeść na zapas).
Dużym wyzwaniem okazała się dla niej podróż samochodem w transporterze. Z przerażenia każdorazowo robiła kupę. Często podróżując autem doszliśmy z partnerem do wniosku, że kot ma złe konotacje nie z samym autem, ale właśnie z transporterkiem. Postanowiliśmy więc zmienić jej formę transportu kupując szelki ze smyczą. Odtąd kot jeździł przypięty w szelki. Owszem bał się, ale był to już inny stres, niż ten transporterkowy. Nie wiemy, co wydarzyło się w związku z transporterkiem, więc nie jesteśmy w stanie nic na to zaradzić, za to jesteśmy w stanie kontrolować nasze obecne wspólne podróże. Dodatkowo staraliśmy się uspakajać Nelę głaszcząc ją w trakcie jazdy (pasażerowie rzecz jasna) i dużo do niej mówiąc.
Wkrótce szelki zamieniliśmy na plecak do transportu kotów. A po dłuższym czasie nadeszła pora próby transporterka. I co się okazało? Kot próbę przetrwał bez wypadków kupkowych! Kolejny raz też się udało. Kot poradził sobie ze swoim strachem. Teraz może już spokojnie podróżować w transporterku i wypadki jej się nie przytrafiają. Jesteśmy z niej bardzo dumni!
WAŻNE: Podróże odbywały się w różne fajne miejsca, nie koniecznie do weterynarza. Druga sprawa, że otwarty transporterek w domu stał się także budką legowiskiem więc zaczął się dobrze kotu kojarzyć.