Od niedawna jest z nami Lila Vanila. Trzymiesięczna kotka, która w swoim krótkim życiu przeżyła już głodzenie przez poprzednich właścicieli, ich uskarżania na to, że miauczy, a ostatecznie porzucenie – została wyrzucona z samochodu pod domem człowieka, u którego się urodziła, i który był przekonany, że oddaje ją w dobre ręce.
Nadal trochę nieufna, powoli odzyskuje zaufanie do człowieka. Jest kotem niezwykle spokojnym i grzecznym. Stara się nikomu nie wadzić.
Lila urodziła się na wsi. Smuci mnie i niepokoi, co nadal dzieje się na polskich wsiach. Ludzie nie uznają potrzeby sterylizacji i kastracji zwierząt. Część z nich się gdzieś „zapodzieje”, część się rozda po sąsiadach i jakoś to leci. Niektórzy nie widzą też potrzeby karmienia zwierzęcia, niech samo sobie upoluje jedzenie. O jakimkolwiek leczeniu weterynaryjnym w ogóle nie ma mowy.
Na szczęście w małych miastach pojawia się coraz więcej weterynarzy zwierząt małych, co daje nadzieję na zmiany. Dzieci wiejskich gospodarzy wyjeżdżają na studia do miasta i tam od swoich rówieśników nabywają większej świadomości, jak dbać o zwierzęta. Może więc niedługo mniej będzie rozjechanych przy drogach kotów, potrąconych psów „samoleczących” się w oborze, psów polujących po lasach, niechcianych kociaków w wiejskich zagrodach?