Franula Franczeska to młoda (ok. 1-2 letnia) kotka, znaleziona w bardzo złym stanie przez karmicielkę. Prosto z dworu trafiła do lecznicy, gdzie spędziła 2 miesiące na diagnostyce i leczeniu. Jej pierwsze doświadczenia z człowiekiem nie były więc kolorowe. Pobieranie krwi, aplikowanie zastrzyków. Same „przyjemności”. Efekt? Kot nie pozwoli człowiekowi zbliżyć się do siebie na bliżej niż metr. Pozostawiony sam sobie je, załatwia się do kuwety, nawiązuje relacje z innymi kotami.
To inne koty wykorzystuję więc, odkąd trafiła do nas w sierpniu 2021, do pokazania Franuli, że z mojej strony nic jej złego nie grozi i człowiek to nie tylko kłucie igłami.
Największym wyzwaniem okazała się aplikacja leków oraz wizyty kontrolne u weterynarza. Franulka miała duże problemy jelitowe, początkowo jedyne karmy, jakie mogła jeść bez „przebojów” to mokre puszki gastro. Zmiana marki podawanych puszek powodowała problemy. Docelowo ustanie wszelkich objawów nietolerancji zawdzięczamy przejściu na BARF, mimo że Franka nie zje czystego surowego mięsa. Gardzi i już. Za to BARFEM się zajada, wręcz nie chce wracać do puszek.
U Franuli ostatecznie stwierdzono przewlekłe zapalenie trzustki, infekcję bakteryjną pęcherza, a także początki niewydolności nerek.
Tabletki przemycamy w jedzeniu. Te o intensywnym zapachu trzeba pakować w żelowe kapsułki, żeby kocia ich nie wyczuła.
Zrezygnowałam z leczenia Franki w gabinecie nie posiadającym narkozy wziewnej – szarpanie się z walczącym, w swoim przekonaniu, o życie kotem, w celu pobrania krwi skutkowało tym, że kot już w drodze do lecznicy załatwiał się pod siebie. Teraz jedzie – zasypia zanim zostanie wyjęta z transportera – wracamy – a ona nie wie, co się właściwie stało. Załatwianie się ze strachu w podróży ustało.
Narkoza wziewna jest stosunkowo bezpieczna, nie obciąża organizmu, tak jak pełna tradycyjna narkoza. W takich przypadkach, jak Franula, to prawdziwe wybawienie.
Zminimalizowaliśmy więc stres związany z koniecznym leczeniem maksymalnie, jak to tylko możliwe.
Franka podgląda moje relacje z innymi kocimi domownikami.
Co udało się dotychczas wypracować?
Mogę swobodnie przebywać w pokoju razem z nią, nie biega już w panice obserwując każdy mój ruch (punktem wyjścia było przeniesiene się z biurkiem do „jej” pokoju i praca przy komputerze bez zwracania na nią uwagi). Nauczyła się, że dostaje jeść w tym samym miejscu – obecnie można już spokojnie postawić przed nią miskę z jedzeniem. Kluczem do osiągnięcia tego było stosowanie rytuałów. Te same miejsca, gdzie stoją miski z wodą, miski z jedzeniem, mówienie jej za każdym razem, że „przyniosłam wodę”, czy „patrz podlewamy kwiatki” itp. To sprawia, że nauczyła się po co podchodzę i już wie, że to jej w żaden sposób nie zagraża. Nie robimy też niczego na siłę. Czekam zawsze na jej pierwszy krok.
Na dzień dzisiejszy Franka czuje się swobodnie będąc na wyciągnięcie ręki od człowieka, ale nadal nie chce być dotykana i przed tym ucieka. Obserwuje jednak z zaciekawieniem, jak głaszczę inne koty. Zaskoczyła mnie raz, wachając mój palec. Niestety nie ma ochoty tego na razie powtórzyć.