Nadszedł najsmutniejszy, a zarazem najcięższy dzień w moim życiu, kiedy to musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu i pozwolić Chesterowi odejść za tęczowy most.
Ktoś gdzieś kiedyś napisał, że eutanazja zwierząt daje nam ludziom możliwość zapewnienia godnego odejścia z tego świata naszemu przyjacielowi, gdy jest już z nim na prawdę źle.
Wolałabym nie musieć nigdy podejmować takiej decyzji. Wolałabym, aby Chester sam opuścił ten padół we właściwym czasie. Rak jednak nie dał nam zbyt wielkiego wyboru. Mogliśmy starać się za wszelką cenę uporczywie leczyć – to niestety polegałoby na wycinaniu zwierzęcia po kawałku, bez gwarancji, kiedy pojawiłby się kolejny guz lub czy nie ma przerzutów do narządów wewnętrznych. We wrześniu 2019 r. wycięliśmy guza usytuowanego na boku, w grudniu na łapie. Ten guz właśnie odrósł niecały miesiąc później. Po operacji Chestek zaczął mieć problemy z sercem. Równolegle z guzami przeszliśmy zapalenie trzustki, wcześniej problemy z wątrobą, towarzyszyła nam też od roku nadczynność tarczycy. Chester był niestety kotem nie tylko starym, ale i schorowanym. Prawda jest taka, że kolejnej operacji mógłby nie przeżyć. Nie ma pewności na ile zaakceptowałby też życie bez łapy, jeśli operacja by się udała.
Guz na nodze rósł bardzo szybko, w ostatnim czasie zaczął podkrwawiać. Na dzień przed umówioną wizytą weterynarza krwawił tak strasznie, że cała podłoga i meble tonęły w krwi. Noga zaczęła puchnąć. Wydaje mi się, że to była ostatnia chwila zanim zacząłby bardzo cierpieć.
Mimo tego wszystkiego był to jeden z najgorszych dni w moim życiu i te wszystkie argumenty nie są w stanie ukoić bólu, jaki po sobie pozostawił..
CHESTER
14.04.2003 – 14.03.2020