To był jesienny wieczór. Mieszkaliśmy wtedy w nowym wieżowcu, takim wiecie, z ochroną i ogrodzonym płotem, jakich teraz wiele w polskich miastach. Mieliśmy skoczyć na chwilę do rodziców, więc po drodze zahaczylismy z workiem śmieci do śmietnika. Gdy wychodziliśmy z klatki minęła nas dziewczyna, koło której dreptał kot. Przez myśl przeszło mi „no kurka co to za pomysł? on jej nie ucieknie? no a jak coś go wystraszy?„. Tylko, że dziewczyna weszła do bloku, a kot został. Hymm? co jest?
No nic, idziemy z tymi śmieciami w stronę wiaty, a kot za nami. Schyliłam się do niego, a on wskoczył mi na kolana. „Ach to takie buty” myślę sobie, „uciekłeś komuś kolego, co? I teraz nie wiesz, jak wrócić do środka?„
No, ale od czego mamy niezawodnego ochroniarza, już on nam powie, co tu jest grane. Tak więc idziemy, my i kot. Akurat dyżur miał jeden z moich ulubionych ochroniarzy, bardzo przyjemny starszy pan. I co się okazuje? Ochroniarz też zauważył, że kot wygląda na domowego, generalnie lata tu cały dzień już. Próbował go zamknąć w swojej stróżówce, wychodząc z założenia, że komuś uciekł, i częstować kanapkami, bo tylko je miał przy sobie. Ale kot kombinował ciągle jak wyjść i z rozbiegu uderzał głową o szklane drzwi, więc w końcu go wypuścił, co by sobie czworonożny kolega krzywdy nie zrobił. „No pewnie komuś uciekł przez otwarte okno czy coś, bo na bezdomniaka nie wygląda, nigdy wcześniej go tu zresztą nie widział, a trochę kotów się kręci.„
Przynieśliśmy mu trochę jedzenia od naszych kotów i umówiliśmy się z ochroniarzem, że jeśli nikt się po niego nie zgłosi, to zabierzemy go na noc do siebie, a od rana będziemy szukać właściciela, bo to ewidentnie musi być ktoś stąd.
Tak też zrobiliśmy, bo gdy wracaliśmy do domu kot jakby na nas czekał, siedząc na murku przy stróżówce.
Pomaszerował z nami odważnie do środka i z olbrzymią pewnością siebie wszedł do mieszkania. Troszkę przystanął dopiero, jak zobaczył jednego z naszych kotów, ale wcale się nie przestraszył, ani nie stracił animuszu.
Było już późno, więc zaczęliśmy się szykować do spania. Idę do łóżka, a tu taki widok: kot – znajda leży wygodnie umoszczony na kołdrze, gotowy do snu.
Rano przygotowałam ogłoszenia i wywiesiłam w strategicznych miejscach naszej klatki i w sąsiednich. Tak, aby każdy wchodząc lub wychodząc na pewno je zobaczył. I wiecie co?
Tylko w naszej klatce ktoś zrywał ogłoszenia, wydzierał zdjęcie albo zamazywał je flamastrem. I tak przez kilka dni, ja wieszałam nowe a ktoś je „uszkadzał”. Wniosek nasuwał się jeden…
Kot został zabrany do weterynarza, ponieważ szybko okazało się, że posikuje. Miałam słuszne podejrzenia, że nie został wykastrowany. Moja pani doktor, patrząc na jego słuszne już rozmiary, określiła jego wiek na pół roku. Okazało się jednak, że musiał być jednak młodszy, ponieważ w krótkim czasie zaczął szybko rosnąć i ostatecznie stał się wielkim mega kotem 🙂
Jak pewnie już się domyślacie właściciel nigdy się nie odnalazł. Przypuszczam nawet, że bardzo nie chciał się odnaleźć. Przypuszczam też, że Buni mógł stracić dom dlatego, że dojrzewając zaczął znaczyć swój teren i stało się to uciążliwe dla poprzedniego właściciela.
A wystarczył jeden krótki zabieg (weterynarzowi zajęło mniej niż 10 min. aby sprawę rozwiązać, kot po dwóch godzinach nawet nie pamiętał, że miał chwilowy odlot), aby załatwić kwestie znaczenia terytorium raz na zawsze.
Kot okazał się bardzo przylepny i towarzyski, więc zapraszając do siebie znajomych nie spodziewaliśmy się, że w momencie, gdy usłyszy obce głosy wyląduje w najciaśniejszym i najciemniejszym kącie naszego mieszkania.
Do dzisiaj, a minęło już ładne kilka lat, Bunio podchodzi z dużym dystansem do obcych. Najczęściej chowa się, a jak uzna, że nie stanowią zagrożenia, obserwuje ich z odległości. Dopiero po dłuższym czasie, gdy się przyzwyczai, zaczyna swobodnie chodzić po domu. Można się tylko domyślać, co się działo w jego poprzednim życiu, skąd taki strach przed ludźmi.
Nie znamy historii Bunia, nie wiemy skąd został wywalony, w jakich warunkach przebywał, zanim do nas trafił. Sądząc po tym, jak podszedł do zabawek, mam uzasadnione obawy, że nigdy nie miał z nimi wcześniej do czynienia. Był otyły, przerażony w stosunku do obcych i do głośnych dźwięków.