Nie raz się przekonałam, że najważniejsze przy oswajaniu kota, lub resocjalizowaniu kota, który nie przeszedł w dzieciństwie poprawnej socjalizacji z człowiekiem, jest zdanie się na własną intuicję i baczna obserwacja. Czasem pomaga też improwizacja lub szczęśliwe zbiegi okoliczności. Tak było tym razem.
Od momentu, kiedy Nitka znalazła się w naszym domu, przeszła niezwykłą transformację, od kota zupełnie przerażonego jakimkolwiek kontaktem z człowiekiem, do kota, który owszem w pierwszym momencie ucieka, by po chwili jednak wystawić łepek z zainteresowaniem. Jest również niesamowitym miziakiem, upodobała sobie spanie pod kołdrą przytulona do mnie i widać, że cieszy ją ta bliskość.
Jedynym zmartwieniem pozostał strach Nitki przed Buniem. Z nieznanych nam przyczyn Nitka się go strasznie boi. Tak więc jak go widzi to ucieka. No to Bunio goni, bo dla niego to super zabawa. Ten jej strach spowodował, że boi się wytykać nos ze „swojego” pokoju, gdy Bunio jest w pobliżu. Zastanawiałam się, jak poradzić sobie z jej lękiem.
By podnieść samopoczucie Nitki i dodać jej pewności siebie, zaczęłam się z nią intensywniej bawić piórkami na wędce, które wprost uwielbia. Spreparowałam jej też ze sporego kartonu norkę. Karton posiada dwa wejścia, jedno główne z pokoju, a drugie z boku, prowadzące do legowiska – solidnego pufa z posłaniem w środku. Wszystko umieszczone w rogu, tak aby było blokowane przed rozsunięciem przez ścianę. To jej bezpieczna baza, do której duży Bunio nie jest w stanie się zmieścić. Dodatkowo głębokie dojście do legowiska sprawia, że nawet, gdy zagląda, jest od Nitki daleko.
Weterynarz zasugerował włączenie również KalmVetu (preparat na bazie rumianku).
Przełom w zachowaniu Nitki nastąpił, jak to często bywa, zupełnie przypadkiem. Oczywiście wszystkie powyższe zabiegi w jakimś stopniu pomogły. Zabieranie czasem Bunia do naszej sypialni na noc, aby Nitka mogła swobodnie poruszać się po całym domu, a nie tylko w obrębie jednego pokoju też na pewno zrobiły swoje.
Ostatnio zostaliśmy poproszeni o opiekę nad kotem, którego Nitka znała od urodzenia. Państwo, u których na balkonie urodziła się Nitka, wyjeżdżali na tydzień. Przywieźliśmy więc ich 13-sto letniego kocura do nas. Nitka od razu go rozpoznała. Ucieszyła się i chciała być blisko niego. Kocur jest od małego wychowany z człowiekiem, bardzo pewny siebie i stateczny. Nie przeraziły go więc tabuny naszych domowników, mimo że wydzieliliśmy mu osobną przestrzeń na czas pobytu.
W Nitkę jakby coś wstąpiło. Dostała podwójnej energii. Zauważyła chyba pewność siebie starego znajomego. I zaczęła ganiać swobodnie po całym piętrze. Wcześniej zdarzało jej się nieśmiało zachodzić do pracowni i chować się za moimi plecami na fotelu, gdy pracowałam. A teraz wszędzie jej pełno. Przed Buniem nadal ucieka, ale nie przeszkadza jej już eksplorować całości mieszkania.
Jest to jeden z tych zadziwiających przykładów, gdzie sięgnięcie do pamięci zwierzęcia, gdy mieszkało gdzie indziej wywiera pozytywne skutki. Innym takim przykładem było dla mnie zadziwiające ozdrowienie Chestera.
Przeczytaj również: HISTORIA NITKI