Koniec roku, szczególnie okres przed świętami, był dla nas wyjątkowo ciężki. Na 16 grudnia zaplanowałam sterylizację Lilki. Skończyła już 6 miesięcy i właściwie nie było sensu dłużej zwlekać. Sterylizowałam jak dotąd 5 różnych kotek i każda szybko dochodziła do siebie po zabiegu, nigdy nie było żadnych komplikacji. Niestety tym razem po kilku dniach okazało się, że kicia wyjątkowo mocno interesuje się swoim brzuszkiem. Nasz weterynarz daje trzy warstwy szwów i kotka nie musi chodzić później w kaftaniku, o ile, tak jak Lila, nie zacznie zbyt intensywnie się interesować ranką. Niestety Lilka wykazała się wielkim uporem w wylizywaniu i po 3 dniach od zabiegu wylądowała w kaftaniku, co bardzo przeżywa. Przeżywa, ponieważ rozgrzebana rana goi się o wiele dłużej i niestety Lila nadal musi w nim chodzić, co nas przyprawia o ból głowy, a ją o wielką, niekrytą rozpacz.
Przy okazji Lilki jeszcze raz podkreślę, jak ważne jest wykonywanie wszelkich zabiegów u sprawdzonego weterynarza. Także i tu zawsze coś może pójść nie tak, to w końcu operacja, ale na pewno ryzyko jest dużo mniejsze, niż wykonywanie zabiegu u pierwszego z brzegu lekarza, o którym nic nie wiemy, nie znamy jego poziomu doświadczenia czy opinii klientów. Sami byśmy nie chcieli korzystać z usług nieznanego nikomu lekarza, tą samą zasadą kierujmy się w opiece nad naszymi czworonożnymi przyjaciółmi.
Kilka dni po zabiegu Lilki Chester miał wykonywane kontrolne badanie krwi w celu sprawdzenia pracy tarczycy. Wyniki tarczycy wyszły ok, natomiast przy pobieraniu krwi okazało się, że ma sporego guza w załamaniu tylnej łapy (na stawie skokowym). Guz ukrył się w takim miejscu, że pewnie sami zauważylibyśmy go dopiero, jakby kot zaczął kuleć. Przypomnę, że dosyć niedawno, bo w wakacje, Chester miał guza na prawym boku. Guz ten rósł w zastraszającym tempie, w ciągu tygodnia od pojawienia się osiągnął wielkość połowy brzoskwini. W badaniu histopatologicznym okazało się, że to mięsak (nowotwór złośliwy).
Tym razem stanęliśmy przed dużym dylematem. Nie wiedzieliśmy, jak szybko rośnie obecny guz. Czy uda się go usunąć bez amputacji łapy. Chester w kwietniu skończy 17 lat, czy dać mu spokój, czy ciąć. Były to oczywiście nasze dylematy, weterynarz był bardzo zdecydowany w kwestii usunięcia guza. Stwierdził, że jeśli go nie usuniemy, może się to skończyć dla kota niebywałym bólem, gdy guz zacznie uciskać nerwy. A znowu ogólny stan kota jest zbyt dobry, aby rozważać jego uśpienie.
Mimo iż uważam mojego weterynarza za świetnego specjalistę miałam potrzebę usłuszeć opinię kogoś drugiego. Konsultowałam się więc jeszcze u innego weterynarza w kwestii, co będzie najlepsze dla kota. Ostatecznie zgodziłam się na operację, ale wykluczając amputację, jeśli zaszłaby taka konieczność. Na szczęście sam guz udało się ładnie usunąć nie naruszając innych struktur, a po zabiegu została jedynie mikroskopijna ranka. Natomiast kot jak nigdy zaczął być niedotykalski, unikający ludzi, postękujący i niemrawy. Zdecydowanie coś było z nim nie tak. RTG wykazało płyn w płucach, a Chester otrzymał leki na serce i odwadniające. Tydzień od ich podania wrócił do żywych, jego stan ogólny powrócił do normy.
Badanie histopatologiczne niestety wykazało, że usunięta zmiana to włókniakomięsak, czyli nowotwór złośliwy, mogący w przyszłości dawać kolejne przerzuty.
To nie jedyne problemy, z którymi przyszło nam się zmierzyć w czasie okołoświątecznym. Do pełni zdrowia nie powróciły jeszcze siostry Rudego. Obie miały duże problemy jelitowe, antybiotykoterapia pomogła częściowo. Dopiero specjalisttczna dieta uspokoiła ich problemy z wypróżnianiem.
Jedna z nich, a przypomnę, że mają po 6 miesięcy, chociaż są bardzo małe jak na ten wiek, dostała pierwszej rujki! Było to dla mnie nie lada zaskoczeniem, szczególnie, że jeszcze kilka lat temu weterynarze sugerowali sterylizację dopiero, kiedy kotka przestanie rosnąć, a nawet dziś nie są entuzjastami wykonywania zabiegu szybciej, niż po osiągnięciu szóstego miesiąca życia. Nadal nie mamy też dla nich domu.
Bunio po raz pierwszy od bardzo dawna dostał z nienacka ataku uczulenia i pędziliśmy z nim do całodobowej kliniki. Tak więc praktycznie każdy dzień spędzony był w przychodni weterynaryjnej i na badaniach. A to jeszcze nie koniec. Przed nami w styczniu sterylizacja obu kaszubek i najprawdopodobniej usunięcie zębów Maszce.
Witam 🙂 Chciałabym dopytać o dalszą historię Chestera. Dziś również zmierzyłam się z tym samym rozpoznaniem w badaniu histopatologicznym u mojego kocurka. Jest już 2 tygodnie po operacji, a guz miał około 7 cm i umiejscowiony był na pięcie. Urósł bardzo szybko. Nie znam żadnego innego kotka z takim problemem, stąd moje pytanie. Pozdrawiam.
Niestety guz bardzo szybko odrósł i staliśmy przed wyborem amputacji całej łapy nie mając pewności, czy nie ma przerzutów. Po zabiegu usunięcia guza pojawił się płyn w płucach, także nie wyglądało to dobrze. Dlatego postanowiliśmy dać mu spokój i dopóki miał komfort pozwolić żyć. W momencie, kiedy guz pękł nie było już sensu go dalej męczyć 🙁